Dzisiaj to
zrozumiałam. Nie jestem już małą dziewczynką, która może użalać się nad swoim
losem. Jestem już dorosłą i silną kobietą. Całkiem nie zależnym człowiekiem.
Muszę znaleźć pracę. Jaką kol wiek. W końcu każda praca jest dobra, nie?
Nie chcę już być
traktowana jak dziecko, dlatego muszę przestać się tak zachowywać. Ale jak to osiągnąć?
Zawsze osoby szorstkie i nie miłe, wydają się poważniejsze… Och! Zawsze
nienawidziłam w sobie tej moje
filozoficznej wrażliwości! Czemu filozoficznej? Bo ja nie mogę nic normalnie, w
prosty sposób powiedzieć tylko zawsze muszę sypnąć jakąś złotą myślą! Kurde
drugi Jezus się znalazł! Bez urazy dla Jezusa.
Wiem! Jak będę dla
wszystkich obcych nie miła… Nie! Nie niemiła, tylko nie dostępna. To chyba
lepsze określenie… Nie dostępna i stanowcza. Tak! Taka właśnie powinnam być!
Wysiadłam z
czarnej, smukłej taksówki prosto na ponury chodnik ciągnący się przez cały
Londyn. Rozejrzałam się dookoła. W sumie, to było tu całkiem przytulnie…
Urocze, małe budynki, sklepiki ciasno ustawione jeden obok drugiego skąpane w
promieniach południowego słońca. Gdzie nie gdzie jakieś drzewko, krzew, kawałek
zieleni sprawiały, że okolica wyglądała dużo przyjaźniej. Kolorowo ubrani
przechodni byli dziś w znakomitych humorach! Nic dziwnego! W końcu pogoda
dzisiaj taka piękna, po nad to pierwszy lipca-początek wakacji. Mogę jeszcze
dodać, oczywiście zachowując pozory skromności, że do ich miasta przybył
wyjątkowy gość i prawdopodobnie zostanie tu na dłużej. Pełna optymizmu i
dobrych chęci ruszyłam w kierunku sporych rozmiarów szyldu :„Chocolatte”.
Malutkie
dzwoneczki zaśpiewały swą pieśń powitalną informując jednocześnie o moim wejściu.
Już po przekroczeniu progu kawiarenki uderzył mnie przyjemny zapach kawy i
czekolady. Zrobiłam krótkie rozeznanie w terenie i stwierdziłam, że będę tu
często przychodzić. Blado-różowe ściany wspaniale komponowały się z ciemnymi
stolikami i krzesłami. Zaś te podkreślały delikatne, koronkowe obrusiki i białe
wazoniki-w każdym jedna, herbaciana róża. Było tu naprawdę uroczo! Cały wystrój
przypadł mi do gustu.
Przy jednym z
takich stolików siedziała lokowata dziewczyna leniwie bawiąca się swoim telefonem,
co jakiś czas popijając napój, przez słomkę znajdującą się w szklance. Włosy w
kolorze ciemnego blondu upięte były w wysoki kucyk, tak aby nie przeszkadzać
swojej właścicielce. Na dziecięcej jeszcze, lekko okrągłej twarzy mieściły się
duże, czekoladowe oczy.
-Aga!-zawołam starając się nie zwracać na siebie większej uwagi.
Nastolatka
natychmiast przerwała to, jakże interesujące zajęcie i rozejrzała się po całym
pomieszczeniu. Kiedy jej wzrok natknął się na mnie, momentalnie szeroki uśmiech
zagościł na jej twarzyczce. Energicznie pomachała w moją stronę i zaprosiła
ruchem ręki do stolika.
Podeszłam żwawym
krokiem do niej i odsunęłam jedno krzesło. Bąknęłam tylko ciche „cześć” w
ojczystym języku i z nieśmiały uśmiechem usiadłam. Kręcono-włosa przeszła mnie
podejrzliwym wzrokiem i dalej sączyła swój napój. Siedziałyśmy tak dobre kilka
minut mierząc się na zmianę spojrzeniami, aż w końcu ja, gdy cisza zaczęła mnie
krępować, spytałam:
-Co pijesz?
-Kakauko!-uśmiechnęła się słodko. Dalej poszło gładko.
Zaczęłyśmy rozmawiać tak jak zawsze. Opowiedziała mi wiele ciekawych rzeczy o
mieście itp. Ale w końcu doszłyśmy do tematu mojej przyszłości. Tu zrobiłam
krótką przerwę i odparłam:
-Będę musiała znaleźć pracę i mieszkanie.
Westchnęłam cicho
i spojrzałam na kuzynkę. Wyglądała jakby się zamyśliła… Pomachałam jej ręką
przed oczami, a ona nic. Kiedy tak próbowałam „ocucić” Agnieszkę usłyszałam
znajome dzwoneczki witające wszystkich klientów. Odruchowo spojrzałam w stronę
drzwi…
W progu stanęła długonoga brunetka o intensywnie błękitnych
oczach i rumianych policzkach. Przez ramię miała przewieszoną nie rozłączną
gitarę „Elizę”, a na nogach conversy na obcasie o których zawsze marzyła.
Brązowa narzutka podkreślała jej orginalny styl. Rozejrzała się po
pomieszczeniu, a kiedy mnie dostrzegła nie pewnie ruszyła w moim kierunku.
Nagle moja kuzyneczka
się obudziła:
-Szukasz pracy tak? Chodź za mną- pociągnęła mnie za rękę
tak, że ledwo utrzymałam równowagę. Niestety krzesłu się to nie udało i spadło
z hukiem na ziemię. Wszystkie oczy zwróciły się w naszą stronę. Kątem oka
ujrzałam jak brunetka podśmiewuje się pod nosem.
Agnes, jak zwykłam
ją czasem nazywać, pociągnęła mnie w kierunku lady z ciemnego drewna, takiego
samego jak wszystkie stoliki, przy której stała niska blondynka z
charakterystycznym małym noskiem. Miała około trzydzieści lat, różowy
fartuszek, czarną koszulę i plakietkę z imieniem: „Marie”.
Wyrwałam się z
uścisku kuzynki, który był niezwykle silny jak na czternastolatkę, i oparłam
się plecami o blat. Bezwstydnie wlepiałam gały w dziewczynę z gitarą, z każdą
chwilą utwierdzając się w przekonaniu, że to „ona”. Jednak dla całkowitej
pewności zawołałam po Polsku:
-Lypko!
Na jej twarzy
momentalnie pojawił się szeroki uśmiech. Nie zważając na innych ludzi zaczęła
przeciskać się między stolikami, by po chwili pojawić się w moich ramionach.
-Ada-wymamrotałam ściskając ją mocniej. Tak mi tego
brakowało przez te dwa lata. No… Może
dla was to nie wieczność, ale dla mnie tak! Straciłam najlepszą przyjaciółkę na
całe dwa lata… Oczywiście jakiś tam kontakt utrzymywałyśmy, ale tonie to samo,
co nie?
-Tak się stęskniłam-westchnęła puszczając mnie. Nie miałyśmy
dużo czasu na napawanie się swoim widokiem, bo Aga ponownie „zaatakowała”. Złapała mnie mocno za nadgarstek i pociągnęła
na zaplecze. Zdążyłam tylko chwycić Adę, w wyniku czego Agnieszka ciągnęła nas
obie. Boże, ile ona ma siły?!
***
-Możesz zacząć od
jutra-powiedziała ze stoickim spokojem starsza kobieta. Jej delikatne rysy
twarzy i szczery ciepły uśmiech sprawiały, że nie dało jej się nie lubić.
-Naprawdę?!-krzyknęłam nie dowierzając.
Szczęście jakie
przepełniało moje serce było nie do opisania. Już pierwszego dnia pobytu w Londynie
dostaję pracę. Kocham to miasto!
Pani Sweet, bo tak
miała na nazwisko właścicielka „Chocolatte”, skinęła na potwierdzenie głową.
Razem z dziewczynami odeszłyśmy z zaplecza i skierowałyśmy się do stolika.
~*~
To cud, że dodaję dzisiaj rozdział, bo od 8. do 17. byłam w szkole (kółko plastyczne ;D) i byłam padnięta. A jednak! Cuda się zdarzają.
I jak? Według mnie może być. Trochę się z nim ociągałam-przyznaje, ale najważniejsze, że jest.
Przyznam szczerze, że ten blog jest takim spontanem. Akcja jest w ogóle nie przemyślana. Wydarzenia wymyślam "na gorąco" albo jak mam "wizję". Ostatnio miałam taką na W-Fie. Stałam sobie na środku boiska, a w mojej głowie toczyła się zawzięta konwersacja głównej bohaterki z ... a nie ważne! Sami zobaczycie.
Nie wiem kiedy bd next. Jak bd mi się chciało opisać to wydarzenie.
P.S. Co wam się ostatnio śniło? Mi, że brałam ślub z ziemniakiem. WTF?! Ale ja mam porąbane sny! Muszę to wykorzystać do jakiejś opowieści, już nawet wiem której ;D
cudne to ! <3.<3 Trafiłam na twój blog przypadkiem i zakochałam się !!!!!! Hahaha :D serio? ślub z ziemniakiem? Jest w końcu taka reklama - "ziemniak też człowiek". Widocznie jest w tym trochę prawdy ;>
OdpowiedzUsuń+Zapraszam do mnie --> http://magicandblood.blogspot.com/
Haha, ślub z ziemniakiem. Kto wie, może za kilka lat Twoim mężem będzie to warzywo? ; DD Zaproś mnie na ten ślub, porobię trochę zdjęć na pamiątkę x D A mnie się ostatnio śnił proroczy sen, mianowicie, że dostałam 3 z rozprawki i niewiele się pomyliłam x DD
OdpowiedzUsuńRozdział super, czekam na next ; )
one-direction-wonderful-story.blogspot.com
Pewnie że cię zaproszę! Swoją drogą ten ziemniak był całkiem miły... Niestety nie dowiedziałam się jak ma na imię, ale zakładam, że Rysiu ;D
UsuńNie mam co komentować, bo wredna żabo kolejnego rozdziału nie chcesz dodać ;>
OdpowiedzUsuńA więc.. Zapraszam na 7 rozdział ^^ --> http://magicandblood.blogspot.com/
Zapraszam na 8 rozdział ^^ --> http://magicandblood.blogspot.com/
OdpowiedzUsuń+Mogłabyś łaskawie dodać rozdział? :D