niedziela, 16 września 2012

I wanted to a normal life...


                                                                
                                                                        Prolog
   Miałam trzynaście lat kiedy zniszczyłam sobie życie. Co zrobiłam? Może o tym zaraz… Najpierw powiem coś o sobie.
   W domu nigdy nie dostawałam tego co chciałam. Nie raziło mnie to, bo tak naprawdę niczego nie potrzebowałam. Nie miałam zachcianek typu „muszę koniecznie mieć tą sukienkę”, albo „noszę tylko markowe buty”. Nie byłam taka. Zwłaszcza, że znałam sytuację finansową moich rodziców…
   Miałam, to znaczy mam, dwóch młodszych braci. Jeden jest tylko trzy lata młodszy, a drugi… Aż dwanaście! No właśnie… Oboje bardzo tęsknili zawsze za tatą, który wyjeżdżał do pracy za granicą, do Norwegii. Chodź tak naprawdę wiedziałam, że najwięcej bólu sprawiało to Kajtusiowi. Był przecież taki mały! Nie rozumiał, dlaczego jego kochany tatuś opuszcza go co chwilę na sześć tygodni, wracając na dwa.
   No właśnie. A dlaczego „to” zrobiłam? Kochałam moich rodziców. Poprawka nadal kocham. Niestety bez wzajemności. Kiedyś było inaczej.
  Mama bardzo przeżywała każdy wyjazd taty. Nie mniej niż mój najmłodszy brat. A ja? Ja się przyzwyczaiłam, że ojca ciągle nie ma w domu. Oczywiście zdawałam sobie sprawę, że to nie była jego wina, ale po prostu przyzwyczaiłam się. Przed wszystkimi udawałam, że ciągle mnie to obchodzi i bardzo tęsknie… To nie była prawda. Nadal bardzo mocno go kochałam, ale nie robiło mi różnicy czy był w domu czy też nie. I tak zawsze było tak samo.
    No właśnie-jak? Ciągłe kłótnie, szlochy, lamenty były na porządku dziennym. I nie chodziło tu o brata, który jak każde małe dziecko ma swoje humorki. Nie. Chodziło raczej o mamę. Kiedy tylko tatusiek zapomniał zadzwonić już robiła awanturę, że na pewno nie miał czasu, bo znalazł sobie jakąś panienkę w tej przeklętej Norwegii… Tak było w dni robocze. No więc jak było w weekendy?
   No właśnie nijak. Tata albo się nie odzywał w ogóle. Nie dzwonił, nie pisał, nie dawał znaku życia… Albo jak już, to był schlany w trzy dupy za przeproszeniem. I w tedy w domu piekło. Mama chodziła cała zdenerwowana. Wyżywała się na wszystkim i wszystkich albo płakała. Oczywiście z tym wyżywaniem się nie chodzi o bicie… Raczej krzyki. Potworne krzyki. Często leżałam wtulona w poduszkę i cicho łkałam.
W końcu nie wytrzymałam. I teraz dochodzimy do pytania: Co zrobiłam? No więc… Uciekłam z domu.
Chciałam żyć normalnie…
~*~
A więc jak widzicie założyłam drugiego, a właściwie trzeciego bloga. Tym razem obiecuję, że tamtego nie skończę, ponieważ jak widać obie historie mnie wciągnęły. Mój pierwszy blog nie miał przyszłości, więc nie dziwne, że skończył jak skończył.
Jak się pewnie domyślacie, bohaterami tej opowieści również będzie One Direction. Ale tym razem będzie ona trochę inna...
Nie mam pojęcie kiedy pojawi się pierwszy rozdział, ale raczej najpóźniej za tydzień.
Mój drugi blog: from-hatred-to-love.blogspot.com





4 komentarze:

  1. Dziewczyno, drugi blog?! Jesteś niesamowita! Zapowiada się świetnie, czekam na next ; )
    one-direction-wonderful-story.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Już mi się podoba! Będę czytać! Możesz być tego pewna!
    Czołzen;D

    OdpowiedzUsuń
  3. Super :)) Prolog przedni! Czekam na pierwszy rozdział
    http://onedirectionstoryid.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. nie mogę się doczekać pierwszego rozdziału :)
    zaobserwowałam i liczę na rewanż
    www.love-me4-ever.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń